wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 30 – „Wszędzie jest niebo, bo śmiejesz się znów. Serce mi bije na dźwięk Twoich słów i nagle z radością na świat patrzeć chcę, gdy jesteś tak blisko mnie.”


Blanka siedząc przy kuchennym stole z uśmiechem przypatrywała się Oskarowi, który siedząc naprzeciwko niej malował na kartce jakiś rysunek. Jej czteroletni synek był już małym mężczyzną i coraz częściej kobieta widziała w nim podobieństwa do Jacka. Niemniej jednak brunetka wiedziała, że mając za wzór Michała, Malec wyrośnie na tak samo wspaniałego mężczyznę jakim bez wątpienia był Bąkiewicz. Siatkarz wychowywał Oskara tak jakby mały był jego biologicznym dzieckiem i zawsze obdarowywał go wielką miłością, a to pomimo upływu tylu lat nawet na chwilę nie uległo zmianie, podobnie jak jego uczucie do żony. Blanka nadal była pewna, że Michał to właśnie ten mężczyzna na którego czekała całe swoje życie. Z dnia na dzień miała wrażenie, że kocha go jeszcze bardziej. 
- Mamo, kiedy tata przyjdzie? – z jej rozmyślań wyrwał ją głos chłopczyka
- Niedługo kochanie.

- Narysowałem coś dla niego. Ładnie? – Oskar pokazał brunetce swoje dzieło
- Ślicznie.
W tym samym momencie oboje usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, a za chwilę wesoły głos dochodzący z przedpokoju.
- Jestem już!
- Tata! – Oskarek z rysunkiem w dłoniach pobiegł przywitać się z brunetem
Blanka poczuła jak jej ciało mimowolnie zaczyna delikatnie drżeć, a jej serce o mało co nie wyskoczy z piersi. Nie wiedziała jak ma powiedzieć o tym wszystkim Michałowi. Wprawdzie nie musiała się obawiać, że Bąkiewicz zareaguje jakoś negatywnie, nie mniej jednak przecież nie planowali na razie dziecka, a tymczasem okazało się, że brunetka była w siódmym tygodniu ciąży.
- Cześć skarbie. – Bąkiewicz z Oskarem na rękach wszedł do kuchni – Widziałaś jaki piękny obrazem narysował dla mnie nasz synek. Jak nie zostanie siatkarzem to jak nic będzie artystą.

- Michał, możemy porozmawiać?
Słysząc drżący głos żony Michał momentalnie spoważniał. Prosząc małego, aby grzecznie namalował coś jeszcze podszedł bliżej brunetki.
- Coś się stało?
- Nie, to znaczy tak. – dziewczyna zaśmiała się nerwowo, a w jej brązowe tęczówki zaszkliły się – Jestem w ciąży, Michał. Będziemy mieć dziecko.
Bąkiewicz stojąc naprzeciwko, aż otworzył usta ze zdziwienia jakby jeszcze raz przetwarzał w myślach to co przed chwilą usłyszał. Na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech uświadamiając sobie to, że za dziewięć miesięcy na świecie pojawi się maleńka kruszynka, która jest owocem ich wspaniałej miłości.
- Skarbie to cudownie! – porywając w swoje ramiona Blankę Michał śmiał się wesoło – To wręcz coś genialnego. Matko nawet nie wiesz jak się cieszę.
Delikatnie podnosząc dziewczynę, brunet zaczął kręcić się wokół własnej osi.
- Wariacie, co ty robisz? – Blanka z uśmiechem mocniej wtuliła się w męża – Postaw mnie z powrotem na ziemi.
Bez zbędnych słów Bąkiewicz spełnił jej prośbę.
- Kocham cię, wiesz? – siatkarz z zachłannością wpił się swoimi wargami w jej malinowe usta – Kocham was wszystkich, całą trójkę.
- Wariat.
- Ale cholernie szczęśliwy wariat. Który miesiąc?

- Siódmy tydzień.
Z twarzy Michała nawet n a chwilę nie schodził uśmiech.

- Chłopczyk czy dziewczynka?
- Kochanie jeszcze za wcześnie, żeby coś takiego wiedzieć.
- Matko będziemy mieć dziecko. – siatkarz musnął swoimi wargami usta brunetki poczym podchodząc do Oskara wziął go na ręce – Słyszałeś skarbie będziemy mieć dziecko. Będziesz miał siostrzyczkę, albo braciszka. Albo i siostrzyczkę i braciszka.
Mały blondynek zaśmiał się radośnie obejmując swoimi drobnymi rączkami szyję bruneta, a sam zainteresowany zdawał się całkowicie oszaleć. Z Oskarem na rękach kręcił się po całej kuchni co chwila podrzucając do ostrożnie go góry i łapiąc, aby broń Boże go nie opuścić. Blanka śmiejąc się przez łzy przyglądała się całej tej sytuacji. Całe zdenerwowanie, które jeszcze przed chwilą jej towarzyszyło uciekło jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I chociaż za niespełna siedem miesięcy świat całej ich trójki stanie na głowie to brunetka jednego była pewna, mając u swego boku tak wspaniałego mężczyznę jakim był Bąkiewicz okres ten będzie jednym z najwspanialszych w życiu całej rodziny. Czując jak drobne rączki Oskara obejmują jej szyje brunetka uśmiechnęła się szeroko w stronę swojego synka, a już po chwili oboje zostali zamknięci w silnym uścisku Michała. 
- Kocham was. – Blanka mogłaby przysiąść, że jego czekoladowe tęczówki zaszkliły się – I nikomu nie pozwolę was skrzywdzić, obiecuję…
W INNYM DOMU
Maja z niepokojem zerkała na tarczę zegara. Dochodziła godzina piętnasta. Za kilka minut miało zacząć się przyjęcie urodzinowe Czarka, a Bartka nie było. Telefonów również nie odbierał. Niosąc tacę z owocami wyszła na dwór. Czerwiec był bardzo ciepły dlatego postanowili, że będą świętować urodziny ich synka w ogrodzie. Chłopiec biegał radośnie i co chwila wybuchał śmiechem gdy któryś z dziadków łapał go ‘niby’ z ukrycia. Maja, uśmiechnęła się lekko i gdy odstawiła owoce na stół podeszła do lipy, która stała kilka kroków dalej, a pod którą stał wózek, w którym leżała jej malutka córeczka. Poprawiła Julce kocyk, którym była przykryta i sprawdziła czy promienie słoneczne nie padają na nią. Cztery miesiące temu urodziła swoje drugie dziecko. Dziewczynka była bardzo podobna do swojej mamy tylko, że oczy podobnie jak Czarek miała taty. Brunetka z uśmiechem patrzyła na swoje dziecko. Była szczęśliwa i nie ulegało to najmniejszej wątpliwości. Brązowe tęczówki ponownie zerknęły na bramę.
- Mamo, mamo! – dziewczyna usłyszała glos swojego synka.
Odwróciła się w jego stronę i kucnęła żeby móc patrzeć w jego oczy tak podobne do oczu ojca.
- Słucham? – spytała i poprawiła spodnie Czarka.
- Kiedy tata będzie?
- Nie długo Kochanie. Zaraz będzie – odpowiedziała i pocałowała synka w czółko.
Ledwo skończyła swoją wypowiedź usłyszała jak przed bramą parkuje samochód. Doskonale znała dźwięk tego silnika. Poczuła jak z jej serca spada kamień. Zaczynała się poważnie martwić, co mogło zatrzymać Bartka, który miał pojechać tylko po sok do pobliskiego sklepu.
- Tata! – chłopiec od razu pobiegł w stronę Kurka.
- Co jest Szkrabie? – spytał Bartosz, gdy wziął swoją pociechę na ręce.
- Gdzie byłeś tak długo?
- W sklepie. Musiałem Ci kupić prezent – powiedział mężczyzna i trzymając Czarka jedną rękę schował za plecy.
Kurek, postawił syna na ziemi i po olbrzymim buziaku jaki otrzymał od Czarka wręczył mu torbę w której był miś, który wielkością był nie wiele większy od samego bohatera dnia dzisiejszego. Dziadkowie pomagali chłopcy uporać się z prezentem, a Bartek podszedł do swojej żony.
- Coś się stało? Wyglądasz na zmartwioną – powiedział i objął ją w pasie.
- Długo cię nie było – stwierdziła i spojrzała w ukochane błękitne tęczówki.
- Przepraszam. Ale trochę mi zeszło w tym sklepie – powiedział i wyciągnął z kieszeni niewielkie czerwone pudełeczko. – To dla ciebie.
- Dla mnie? Przecież ja nie mam urodzin – stwierdziła zdziwiona dziewczyna.
- A musisz mieć urodziny? Otwórz.
Maja, postąpiła tak jak kazał jej mąż. Delikatnym ruchem uniosła wieko, a w środku ujrzała naszyjnik w kształcie serca, który wysadzany był szlachetnymi kamieniami w kolorze niebieskim. Dziewczynie oczy się zaszkliły i przytuliła się do Bartka. Kochała go bardzo mocno i nie wyobrażała sobie życia bez niego.
- Kocham Cię. Kocham Cię jak wariat. Ciebie i dzieciaki. Nie musicie mieć urodzin żebym mógł wam dać jakiś drobiazg – powiedział Bartek i pocałował Maję.
Dziewczyna zatonęła w pocałunku. Domyślała się, że wszyscy na nich patrzą, ale jej to nie przeszkadzało. Od kilku lat była szczęśliwa i tylko to się liczyło. Tylko to było ważne. Tylko jej rodzina. Dla nich była gotowa poświęcić wiele. I każdego dnia dziękowała Bogu za to, że dał jej jeszcze jedną szanse, którą wykorzystała w każdym calu. Kochała i była kochaną. 

Rozdział 29 – „Mały plan i małe sny, będą wielkie, gdy powiesz mi, że wierzysz w nas i pomóc chcesz. Kocham Cię - tylko tyle”


Majka oparta plecami o samochód Kurka nerwowo zerkała na dom swoich rodziców. Po jej głowie wciąż błąkały się myśli czy aby na pewno powinna była tu przychodzić. Od jej ostatniej rozmowy z rodzicami minęło już w końcu tyle miesięcy, a całe jej życie uległo radykalnej zmianie. Najważniejszą było pojawienie się małego Czarka. Brzdąc rósł z dnia na dzień i coraz bardziej podobny był do swojego ojca. A sam Bartek zwariował na punkcie synka. Wciąż pragnął mieć go blisko siebie i upewniać się, że wszystko z nim w porządku. Pierwszy miesiąc po powrocie ze szpitala zarówno dla Mai jak i dla siatkarza na pewno nie należał do najłatwiejszych jednak oboje jednogłośnie twierdzili, ze był to najwspanialszy okres w ich życiu i za nic z nikim nie zamieniliby się miejscami. Synek był dla nich największym skarbem pod słońcem, który jeszcze bardziej zbliżył ich ku sobie.
- Kochanie może jednak pójdę z wami? – Kurek trzymając w dłoniach nosidełko z Czarkiem uśmiechnął się delikatnie w stronę swojej narzeczonej
- Nie Bartuś, pójdziemy sami - brunetka odwzajemniła gest poczym zabrała nosidełko z synkiem od bruneta – Chyba na początku sami musimy sobie coś kilka rzeczy wyjaśnić.

- Jak chcesz, a w razie czego będę cały czas na was czekał. – jego malinowe wargi subtelnie musnęły odsłonięte czoło dziewczyny – Będzie dobrze.
- Musi być dobrze.
Majka wzięła głęboki oddech poczym niepewnym krokiem udała się w stronę swojego rodzinnego domu. Będąc już przy drzwiach frontowych odwróciła się za siebie. Bartek stojąc w tym samym miejscu co wcześniej z uśmiechem lekko kiwnął głową. Ten gest chociaż tak zwyczajny sprawił, że brunetka odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że mając oparcie w brunecie nic nie wydaje się być już tak bardzo straszne i ciężkie do zrealizowania niż było w rzeczywistości. Kierowana tą myślą zastukała do drzwi. Nie musiała długo czekać, parę sekund później w progu domu pojawiła się tak dobrze jej znana sylwetka jej matki. Przez te wszystkie miesiące nic się nie zmieniła. Nadal idealnie skrojona garsonka, nienaganna fryzura czy stosowny makijaż był jej wizytówką.
- Majka? – kobieta najwyraźniej była mocno zdziwiona wizytą córki

- Cześć mamo. Możemy wejść?
Widząc jak jej mama lekko kiwa głową i otwiera szerzej drzwi uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
- Ojciec jest w salonie.
Zgodnie z instrukcją rodzicielki brunetka udała się w stronę wskazanego przez nią pomieszczenia. Niewysoki mężczyzna siedząc wygodnie w fotelu namiętnie czytał gazetę nie zwracając uwagi na to kto taki pojawił się w jego domu.
- Kto to był? – jego wzrok powędrował na córkę – Maja.

Ojciec dziewczyny momentalnie odłożył gazetę na bok i z uśmiechem na twarzy podszedł do Majki.
- Kochanie. – delikatnie objął brunetkę, która nawet nie marzyła o takim przywitaniu – Dlaczego nie odezwałaś się wcześniej? Nie wiedzieliśmy zupełnie gdzie mamy cię szukać.
- Mogliście zadzwonić?
- Baliśmy się, że nie będziesz chciała z nami rozmawiać. – matka Mai uśmiechnęła się delikatnie w stronę córki – Potrzebowaliśmy czasu, żeby zrozumieć jakimi egoistami byliśmy. Te małżeństwo z Piotrkiem jeśli doszłoby do skutku to byłby to największy błąd do jakiego byśmy dopuścili. Miałaś rację co do niego. Dwa miesiące temu zatrzymała go policja, jest podejrzewany o gwałt na nieletniej.
Dziewczyna z niedowierzaniem wpatrywała się w rodziców. Wiedziała, że Piotr nie jest aniołkiem i nie jeden grzeszek ma na sumieniu, nie mniej jednak nigdy nie podejrzewałaby go o takie coś. Jak widać to, że pochodzi się z dobrej i cieszącej się uznaniem rodziny nie zawsze idzie w parze z uczciwością.
- Ja nie wiem co mam powiedzieć.

- Odpowiedź nam tylko na jedno pytanie, dobrze?
Majka lekko kiwnęła głową.

- Jesteś szczęśliwa Skarbie?
Na twarzy brunetki pojawił się szeroki uśmiech.

- Jak jeszcze nigdy wcześniej. Naprawdę. Ale przyszłam tu po to, żeby wam kogoś przedstawić. – dziewczyna postawiła nosidełko na kanapie poczym wyjęła z niego swojego śpiącego synka – Mamo, tato poznajcie Czarka Kurka.
Malec przeciągnął się w ramionach Majki.
- Jest śliczny – kobieta uśmiechnęła się w stronę wnuczka, a Maja mogłaby przysiąść, że jej tęczówki zaszkliły się – Czy ja mogę go wziąć?

Dziewczyna kiwnęła głową ostrożnie oddając swojego syna w ramiona jego babci.
- Zobacz kochanie jaki on maleńki. Jest bardzo podobny do Majeczki kiedy była w jego wieku.
Mężczyzna z uśmiechem przyznał rację żonie.
- No powiedz nam Skarbie kiedy nasz przyszły zięć w końcu przyjdzie poprosić nas o twoją rękę. W końcu tego wymaga tradycja.
- Nie długo tato.

Majka roześmiałaś się radośnie, a w jej oczach pojawiły się pierwsze kropelki łez. Nawet w najlepszych snach nie przypuszczała, że ta rozmowa przybierze taki charakter. Spodziewała się raczej krzyków, gorzkich słów, a nie szczerej skruchy. Patrząc na swoich rodziców którzy z czułością pochylali się nad jej maleńkim synkiem Majka wiedziała, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. Teraz miała już wszystko to o czym marzyła…
 
TYMCZASEM
Blanka pochylając się nad łóżeczkiem swojego synka uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Malec wtulony w swoją ulubioną poduszkę drzemał. Dziewczyna sama nie sądziła, że to wszystko potoczy się tak szybko. Kiedy tylko Maja z Bartkiem wrócili do Włoch brunetka postanowiła wprowadzić się do Michała, który niemal natychmiast oświadczył, że nie pragnie niczego więcej jak tylko tego, aby stworzyli prawdziwą rodzinę. I dlatego, też poprosił dziewczynę o rękę, a później sprawy zaczęły się toczyć już bardzo szybko. Bąkiewicz kupił piętrowy dom w okolicy oddalonej o 15 kilometrów od Bełchatowa. Tam mieli rozpocząć nowe życie, a już na wiosnę następnego roku planowali swój ślub. Jeszcze nigdy wcześniej dziewczyna nie czuła się taka szczęśliwa. Michał pokazał jej co to naprawdę znaczy prawdziwa miłość i sprawił, że brunetka nie bała się już tego uczucia. Wiedziała, że będąc w silnych ramionach siatkarza jest bezpieczna.
- To już ostatni. – Michał wchodząc do sypialni z kartonem w dłoniach uśmiechnął się szeroko w stronę ukochanej kobiety
- Ciii. Mały zasnął.

Blanka podchodząc bliżej niego delikatnie musnęła swoimi wargami policzek bruneta. Przeprowadzka nadal nie była w pełni ukończona nie mniej jednak oboje zdecydowali się jak najszybciej opuścić osiedlę, które kojarzyło się dziewczynie jedynie ze swoim byłym mężem, a duży, przestronny dom z ogrodem był idealnym miejscem w którym brunetka znalazła spokój. Ich sypialnia, umiejscowiona na tyłach domu nie posiadała jak na razie nic więcej oprócz wielkiego łóżka, łóżeczka Oskarka, szafy i masy kartonów stojących pod ścianą. Ale im to nie przeszkadzało. Oboje czerpani radość z każdej chwili ze sobą spędzonej i doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że powoli, stopniowo urządzą swój wymarzony dom.
- W tym tygodniu mamy mecze reprezentacji w Łodzi, ale obiecuję, że jak tylko wrócę zajmę się pokojem Oskara. – brunet postawił karton na podłogę poczym objął Blankę w pasie – Mam nadzieję, że nie będzie miał mi za złe, że chcę mieć jego mamę nocą tylko na wyłączność – na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek

- No nie wiem, będziesz musiał z nim o tym porozmawiać.
- Skarbie jesteś pewna, że dacie sobie radę sami? Od jutra nie będzie mnie cały tydzień w domu może poproszę moich braci o pomoc. Marcin albo Marek na pewno ci pomogą.
- Nie trzeba Michaś. – dziewczyna z uśmiechem lekko pokręciła głową – Przecież to tylko tydzień, damy sobie radę. I tak udało mi się załatwić sobie dwa tygodnie urlopu więc kiedy ty będziesz grał ja zajmę się urządzaniem kuchni i salonu.
- Na pewno?

- Tak na pewno.
- Ale może jednak…
- Michał. Dam sobie radę. – brunetka śmiejąc się głośno z czułością popatrzyła na siatkarza.
- No niech ci będzie.
Ich tęczówki z zaciekawieniem wpatrywały się w sobie, a cały świat po raz kolejny przestał się liczyć.
- Będę tęsknił. Nie lubię wyjeżdżać i zostawiać was samych.

- My też nie lubi jak wyjeżdżasz, ale tak już musi być.
Brunet przytaknął poczym uśmiechając się cwaniacko pod nosem delikatnie musnął swoimi wargami jej usta. Blanka odwzajemniła gest. Początkowo niewinny pocałunek przerodził się w namiętny pełen uczucia i rozkoszy. Michał podnosząc dziewczynę z podłogi przeniósł ją na łóżko i delikatnie ją na nim kładąc nawet na chwilę nie przestawał jej całować. Jego dłonie błądziły po całym jej ciele odszukując guziki jej koszulki i powoli je rozpinając.
- Michaś – dziewczyna jęknęła cicho przymrużając powieki – Przecież Oskar.
- Oskar śpi. – wyszeptał Bąkiewicz co chwila składając na jej ciele subtelne pocałunki – Nie będzie nam przeszkadzał.
- Ale jak się obudzi.
- Nie obudzi się. – brunet ściągając z niej koszulkę odrzucił część zbędnej garderoby na ziemię
Blanka pozwoliła mu wciągnąć się w tą grę. Mocno wpijając się w jego usta wsadziła dłonie pod jego koszulkę delikatnie gładząc jego umięśniony tors. Po chwili również jego koszulka wylądowała pod łóżkiem. Oboje z zachłannością po raz kolejny poznawali swoje ciała, każdy ich milimetr. W momencie kiedy Michał próbował odpiąć zapięcie jej stanika brunetka w pośpiechu starała się rozpiąć pasek jego spodni. Kiedy oboje byli blisko zamierzonego celu do ich uszu doszedł płacz Oskara. Z mała niechęcią się od siebie odsunęli.
- A jednak się obudził – Blanka zaśmiała się głośno biorąc z podłogi swoją koszulkę i nakładając ją na siebie
Bąkiewicz z uśmiechem lekko pokiwał głową, a następnie z powrotem zapinając pasek swoich spodni udał się w stronę łóżeczka chłopczyka. Malec widząc znajomą twarz bruneta natychmiast się uspokoił i zaczął śmiać się głośno.
- Nie pomagasz mi synek, wiesz o tym. – Michał śmiejąc się wziął Oskara na ręce – Musimy sobie porozmawiać jak mężczyzna z mężczyzna i pójdziemy na taki układ. Ty prześpisz dzisiaj całą noc i ani razu nie przeszkodzisz mi i mamusi, a ja w Łodzi kupię ci jakoś zajebi….
- Michał! – Blanka energicznie pokiwała głową

- … znaczy się fajną zabawkę, dobrze?
Brunet posłał w stronę dziewczyny niewinny uśmieszek poczym podchodząc bliżej położył obok niej Oskarka, a następnie sam zajął miejsce obok nich. Byli prawdziwą rodziną, taką o jakiej zawsze oboje marzyli…

Rozdział 28 – „Może możesz zatrzymać świat, bo chciałabym czasem spędzić z Tobą czas.”


Blanka siedziała w fotelu i starała się skupić na czytanej książce. Jednak nie mogła. Czytała kilka razy to samo zdanie. W myślach cały czas miała Michała. Tęskniła za jego przyjemnym głosem, ciepłymi tęczówkami i silnymi ramionami. Wszystko zepsuła. Nie dziwiła się siatkarzowi, że nie chciał jej znać. Sama postąpiłaby pewnie tak samo. W końcu oskarżyła go o morderstwo tylko dlatego, że w chwili gniewu groził Jackowi. A przecież on w ten sposób chciał ją chronić. Ją i Oskarka. Po policzku spłynęła jedna łza. Otarła ją szybko. Nie chciała się narzucać Michałowi. Gdzieś w głębi duszy wierzyła, że może jednak mężczyzna da im jeszcze jedną szanse. Ona się po prostu zakochała. Zakochała się na poważnie i na zawsze. To nie było zauroczenie takie jak Jackiem. To uczucie było szczere i płynęło z jej serca. Jej dusza cierpiała, ponieważ brakowało jej Michała. Nigdy nie sądziła, że jej życie może stać się tak bardzo skomplikowane. Teraz nie dość, że była samotną matką to jeszcze doszło złamane serce. Przed oczami stanęły jej wszystkie wspólne chwile z Michałem. Uśmiechnęła się lekko. Podziwiała go za walkę i determinację. Za nic nie chciał się poddać. Walczył o nią i o jej synka, który pokochał go. Blanka wiedziała, że Michał byłby idealnym ojcem. Sam fakt, że z czułością zajmował się Oskarem. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk dzwonka do drzwi. Wycierając łzy z policzków poszła otworzyć.
- Michał? – spytała zdziwiona.
- Nie porozmawialiśmy ostatnio – powiedział mężczyzna, a zza pleców wyjął bukiet czerwonych róż.
- Przepraszam, ale ty potem tak szybko poszedłeś.
- Byłaś zmęczona. To zrozumiałe . Kwiaty są dla ciebie – powiedział i wręczył je kobiecie.
- Dziękuje, ale za co? – spytała, a w jej oczach znowu pojawiły się łzy.
- Chyba nie będziemy rozmawiać na korytarzu? – odpowiedział pytaniem na pytanie siatkarz i uśmiechnął się.
Brunetka wpuściła go do środka, a sama poszukała wazonu, w którym umieściła kwiaty, a następnie postawiła na stole w salonie. Usiadła w fotelu i czekała, aż Michał zacznie rozmowę. Nie wiedziała co ma powiedzieć mimo, że wiele razy przed snem wyobrażała sobie taką chwilę. Ponownie odżyła w niej nadzieja, że może jednak ona i Michał będą jeszcze razem. Nie pragnęła niczego więcej tylko jego. Potrzebowała go. Był jej tlenem, wodą, wszystkim co było nie zbędne do życia. I nie przeszkadzało jej nawet to, ze nie byłoby go całymi dniami w domu, bo musiałby być na treningach. Wiedziała, że gdyby była taka potrzeba Bąkiewicz zrezygnowałby z treningu i został z nią oraz jej dzieckiem. W końcu mężczyzna postanowił przerwać ciszę.
- Blanka, wiesz, że mnie zraniłaś i to bardzo. Nie wiem jak mogłaś pomyśleć, że byłbym w stanie zabić Jacka.
- Michał, przepraszam, ale… Ja nie wiem co się ze mną działo. Tyle rzeczy na raz. Wszystko szło nie tak jak powinno. Ja wiem, że ty w życiu tego byś nie zrobił – powiedziała dziewczyna, a jej głos zaczął drżeć.
- Blanka, Kocham Ciebie i Oskara. Szaleje za wami jak wariat – powiedział mężczyzna i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, a ona ujęła ją i usiadła obok niego na kanapie.
Michał, objął ją ramieniem i przytulił mocno do siebie.
- Kocham Cię, Michaś. Kocham nad życie – szepnęła wtulona w jego tors.
Mężczyzna, podniósł jej brodę tak żeby spojrzała na niego i z zachłannością wpił się w jej delikatne wargi. I ona i on za tym tęsknili. Za swoją bliskością. Potrzebowali się. Byli sobie niezbędni do dalszego funkcjonowania. Nie mogli uwierzyć, że w końcu nad ich wspólnym życiem zaświeciło słońce. Pojawił się delikatny promień nadziei. Nie liczył się świat. Byli tylko oni. W końcu ze sobą i bez obawy, że gdzieś w jakimś innym mieszkaniu czeka na brunetkę jej zaborczy mąż. Teraz wszystko miało być łatwiejsze, bo byli silniejsi. Ich siła polegała na tym, że mieli siebie i swoją miłość. Michał wiedział, że teraz nie zależnie jaką górę musieliby pokonać dadzą radę, ponieważ mają siebie i tylko to się liczy. Blanka z uśmiechem przerwała pocałunek. Już wiedziała, że nie przeprowadzi się do żadnej Warszawy. Mimo, że w Bełchatowie spotkało ją wiele złych chwil, gdzie główną rolę odgrywał Jacek,  to jednak spędziła tutaj wiele szczęśliwych momentów w swoim życiu z Michałem. Ich rozmowę przerwały otwierane drzwi i męski głos.
- Majeczko, ale nic ci nie jest?
- Bartuś, wejdź w ósmym miesiącu ciąży na drugie piętro bez zadyszki i bez pocenia się – odpowiedział damski głos.
- Chyba, przyszli państwo Kurek wrócili – zaśmiał się Michał i razem z Blanką wyszli do przedpokoju, aby przywitać się z przyjaciółmi.
MIESIĄC PÓŹNIEJ
Blanka, czekała w poczekalni. Jej kuzynka od kilku godzin przebywała na sali porodowej. Brunetka bardzo chciała jej towarzyszyć w tej ciężkiej i trudnej chwili, ale nie mogła. Z niecierpliwością przechadzała się po szpitalnym korytarzu i coraz bardziej się denerwowała. Dodatkowo Bartek i Michał byli na zgrupowaniu kadry i żaden z nich nie odbierał telefonów. Blanka kilka razy nagrała się im wiadomości na skrzynki pocztowe, ale żaden z nich nie raczył oddzwonić. Przyszła pani Bąkiewicz synka zostawiła z sąsiadką, a sama przyjechała do szpitala. Zaczynała niepokoić się o Majkę. Dziewczyna do szpitala trafiła wczoraj wieczorem po rozmowie z Bartkiem. Brunetka przeczesała włosy ręką i ponownie wykręciła numer do Kurka, lecz znowu odezwała się poczta.
- Cholera, Kurek – syknęła dziewczyna i schowała telefon do kieszeni.
- Blanka, co z Majką? – kobieta za sobą usłyszała głos szatyna.
- Jak to co? Rodzi Twoje dziecko – powiedziała Blanka i uśmiechnęła się lekko, ponieważ za plecami Bartka stał jej Michał.
- Jak długo to trwa? – spytał, a w jego głosie dało się wyczuć zaniepokojenie.
- Dłuższą chwilę, ale nie możesz tam wejść. Musisz czekać – powiedziała Blanka i przywitała się z Bąkiewiczem.
- Tęskniłem – powiedział Michał i przytulił do siebie mocniej brunetkę.
- Ja również. Oskarek też – stwierdziła kobieta.
Tym razem to nie Blanka, ale Bartek przemierzał nerwowo cały korytarz w oczekiwaniu na jakieś wieści. Był bardzo zdenerwowany. Pluł sobie w twarz, że przyjął powołanie do kadry właśnie teraz, kiedy Maja go najbardziej potrzebowała. Powinien być z nią, wspierać ją, a nie gnać ze Spały na łeb, na szyję do szpitala. W końcu to dziś miał zostać ojcem. Nie mógł doczekać się tego ważnego dnia kiedy po raz pierwszy ujrzy swoje dziecko. Kochał je nad życie. Każdego dnia dziękował Bogu za to, że będzie ojcem. Brunetka obserwowała szatyna i uśmiechała się pod nosem. Pamiętała, że Bartek kilka miesięcy temu był jak duże dziecko. Wiecznie roztrzepany i miał sto pomysłów na minutę, a teraz był głową rodziny. Kobieta doskonale widziała jak Kurek starał się Majce nieba przychylić podczas ciąży.
- Pan Bartosz Kurek – z sali wyszła niewysoka położna.
- To ja – powiedział mężczyzna, a jego twarz przybrała szary odcień.
Blanka uśmiechnęła się pod nosem i wtuliła mocniej w Michała.
- Proszę za mną – kobieta powiedziała to bardzo oficjalnym tonem, a siatkarz zbladł jeszcze bardziej niż to możliwe.
Ruszył jednak z położną, jednocześnie zakładając szpitalny strój, który miał mu umożliwić wejście do rodziny.
- Proszę. Może pan wejść – powiedziała kobieta z uśmiechem, gdy znaleźli się na miejscu.
Szatyn z bijącym mocno sercem położył dłoń na klamce, a następnie niepewnie zaczął ją naciskać. Teraz naszedł go strach. Bał się zobaczyć Maję i swoje dziecko. Zupełnie nie wiedział czemu. Po prostu bał się i nie mógł tego w żaden racjonalny sposób wyjaśnić. W końcu przemógł się w sobie i wszedł do środka. Jego błękitnym tęczówką ukazał się piękny widok. Jego Maja trzymała w ramionach ich dziecko.
- Maja – powiedział i podszedł do niej.
- Bartuś – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się do niego.
Na jej twarzy malowało się zmęczenie, ale i szczęście. Widział w brązowych tęczówkach radość z tego, że w końcu ich Szkrab jest z nimi tutaj. Szatyn usiadł na skraju łóżka i objął kobietę ramieniem.
- Czaruś, przywitaj się z tatą – powiedziała kobieta i delikatnie musnęła czółko swojego syna.
- Czarek? – spytał siatkarz i uśmiechnął się.
- Tak. Cezary Kurek.
- A może ty chciałabyś zostać Majką Kurek?
- To miały być oświadczyny? – spytała brunetka i spojrzała na mężczyznę.
- O lepsze postaram się jak wyjdziecie ze szpitala – powiedział i pocałował ją w czoło.
Maja, oparła się o jego tors i z uśmiechem wpatrywała się w ich synka. Teraz nie potrzebowała do szczęścia niczego więcej. Miała rodzinę, którą kochała i o którą zamierzała walczyć nawet z samym diabłem. Pocieszyła się tylko, że jej rodzicom daleko do szatana. 

Rozdział 27 – „Dzisiaj udało się nam, to nie spotkanie, znów udajemy ten stan, to kołysanie. Nie wierzę, że sens naszych rozmów skończył się, będzie tak, jak zwykle jest.


Pierwsze promienie słońca wpadające do niewielkiej sypialni przez okno sprawiły, że Maja z niemałym żalem uwolniła się z objęć Morfeusza. Przeciągając się w łóżku z uśmiechem na ustach spojrzała na zegarek stojący na nocnej szafce. Dochodziła dziewiąta. Bartek już od ponad godziny był w klubie. Dzisiejszy dzień był dla niego naprawdę ważnym, Macerata walczyła z Trentino o mistrzostwo Włoch. Tylko jeden wygrany mecz dzielił Kurka od upragnionego triumfu nad niezbyt przez niego lubianym zespołem, a Majka przyrzekła sobie, że będzie dopingowała go na trybunach. Pomimo sprzeciwu ze strony Bartka i prób namówienia ją na telewizyjną transmisję, ona była nieugięta. Co prawda termin porodu zbliżał się coraz bardziej, jednak dziewczyna czuła się na tyle dobrze, że bez większych przeszkód mogła na żywo podziwiać swojego chłopaka w akcji. Ten ‘urlop’ we Włoszech był jej naprawdę potrzebny. Mogła spokojnie odpocząć i zrelaksować się wiedząc, ze ma u swojego boku Kurka, który był na każde jej zawołanie. Troszczył się o nią i traktował jak królową. Maja niejednokrotnie w śmiechu powtarzała mu, że ciąża to nie choroba i zrobienie sobie herbaty czy pójście do kuchni po jakiś owoc nie zagrozi dziecku. Ale Bartek był uparty i wolał dmuchać na zimne. W obawie przed chociażby najmniejszymi komplikacjami szatyn postarał się o stałą obserwację Mai przez miejscowego lekarza. Pożywne posiłki czy świeże owoce i warzywa stały się podstawą diety brunetki. Jednym słowem Bartek oszalał na punkcie dziecka. Maja widząc jak Kurek zachowuje się teraz, kiedy Maleństwo jeszcze nie pojawiło się pomiędzy nimi, z uśmiechem spoglądała w przyszłość. Jednego mogła być pewna – siatkarz będzie kochał ich Szkraba z całego serca.
Dziewczyna w końcu zdecydowała się wstać z łóżka. Nucąc pod nosem swoją ulubioną piosenkę skierowała swoje kroki w stronę kuchni. Tak jak podejrzewała na kuchennym stole znajdowało się starannie przyrządzone śniadanie, a tuż obok tacy z jedzeniem leżała mała karteczka. Śmiejąc się radośnie Maja podniosła kawałek papieru.
‘ Dzień dobry Skarby. Przygotowałem dla Was śniadanie, tosty z dżemem malinowym, Wasze ulubione. Sok też był świeżo wyciskany. Smacznego. Bartek. ‘
Brunetka z uśmiechem pokręciła głową.
-
Wariat z tego twojego taty, wiesz skarbie? – jej dłoń delikatnie głaskała zaokrąglony brzuszek
Szczerze mówiąc Maja sama nie wierzyła, że pomiędzy nią, a Bartkiem jeszcze cokolwiek się ułoży. Nie chciała po raz kolejny go skrzywdzić i to właśnie lęk przed tym blokował ją przed jakimkolwiek działaniem. W głębi serca była nawet wdzięczna Bąkiewiczowi za to, że powiedział Kurkowi o Darku. W prawdzie Darek był dla niej tylko dobrym kolegą i nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, że oboje mogliby stać się parą, nie mniej jednak to właśnie ta znajomość sprawiła, że jej Bartek postanowił znowu zaryzykować. Teraz wszystko było na swoim miejscu. Oboje od nowa zaczęli odkrywać w sobie miłość, o której istnieniu ostatnimi czasu starali się zapomnieć. Znów zaczynali dostrzegać z pozoru błahe drobnostki, które sprawiły, ze w ich życiu znów zagościła radość. Wystarczyło ciepłe spojrzenie, niewinny uśmiech czy miłe słowo a cały dzień zdawał się być niekończącą się bajką z ‘żyli długo i szczęśliwe’ w tle. Jednak mimo to do pełni szczęścia Mai brakowało już tylko jednego – wsparcia rodziców. To zadziwiające jak decyzja o zerwaniu zaręczyn z Korzeckim wpłynęła na relacje dziewczyny z dwoma niezwykle ważnymi osobami w jej sercu. W końcu byli jej rodzicami, tak? Dali jej życie, wychowali, pozwolili rozwijać swoje pasję i zainteresowania, a teraz zachowywali się zupełnie tak jakby Majka była dla nich kimś zupełnie obca. Od dni w którym brunetka wyprowadziła się z domu, ani razu do niej nie zadzwonili, nie zapytali się jak jej samopoczucie i czy niczego jej nie potrzeba. Oczywiście, że Maję takie postępowanie raniło. Tęskniła za nimi, ale wiedziała, że dopóki oni sami nie zaakceptują jej wyboru żadna konwersacja nie wchodziła w grę. Skończyłoby się jedynie na kolejnej kłótni, padłyby słowa, których później brunetka mogłaby żałować, a stresy mogłyby jedynie zaszkodzić dziecku. Dlatego też dziewczyna postanowiła, że kiedy tylko po porodzie będzie się czuła w pełni sił złoży swoim rodzicom niezapowiedzianą wizytę. W końcu nie miała zamiaru ukrywać przed nimi własnego dziecka. W głębi serca Majka wierzyła, że być może widok takiego małego Szkraba rozmiękczy ich zgorzkniałe serca i wreszcie pojmą, że ona jest szczęśliwa u boku Bartka.
Z jej zamyśleń wyrwał ją dźwięk komórki. Sięgając do kieszeni szlafroka wyciągnęła swój telefon poczym widząc na wyświetlaczu ‘Bartuś dzwoni’ uśmiechnęła się szeroko. W wyśmienitym humorze wcisnęła zieloną słuchawkę.
-
Tak?
-
  No witajcie Skarby, jak się czujecie?
-
Bardzo dobrze i zaraz zabieramy się za śniadanie które przyrządziłeś. Wszystko wygląda tak smakowicie, że aż szkoda tego zjeść.
-
Masz zjeść wszystko, co do jednego okruszka, tak?
- Tak jest, panie kapitanie – dziewczyna zaśmiała się serdecznie
-
Kochanie jesteś pewna, że chcesz przyjść na ten mecz? Może naprawdę zostań w domu i obejrzyj go w telewizji. Tu będzie głośno, jeszcze coś nie daj Boże wam się stanie.
-
Bartuś, jesteś przewrażliwiony.
-
Po prostu się o was martwię. Nigdy bym sobie nie darował gdyby coś wam się stało.
-
Ale nic się nie stanie. – dziewczyna westchnęła lekko – Dlatego masz się postarać bo dzisiejszego popołudnia chcemy widzieć na twojej szyi medal.
-
Tak jest pani kapitanowo. – szatyn zaśmiał się radośnie
-
W takim razie do zobaczenia. – brunetka już chciała się rozłączyć, jednak głos siatkarza powstrzymał ją przed wciśnięciem czerwonej słuchawki
-
Maja?
-
Tak?
-
  Kocham Was.
Na twarzy Majki mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech. 
- My ciebie też Bartuś, jak nikogo innego…
TYMCZASEM
Blanka trzymając na jednej ręce Oskarka i kilka reklamówek z zakupami, drugą dłonią starała się otworzyć zamek w drzwiach mieszkania Majki. Tak podczas wyjazdu kuzynki do Włoch brunetka przeprowadziła się do niej, a własne mieszkanie sprzedała aby móc spłacić dług rodzicom. O tak czuła się winna, że zbyt często ich wykorzystywała. Dlatego też postanowiła ostro wziąć się za siebie i zacząć powoli porządkować swoje życie. Sprzedanie mieszkania, w którym spędziła wszystkie miesiące swojego małżeństwa było pierwszym krokiem w zerwaniu z niewygodną przeszłością. Przy pomocy starych znajomych dziewczynie udało się znaleźć pracę jako sekretarka w jednej z bełchatowskich firm budowlanych. Co prawda przysparzało jej to nowych obowiązków, ale brunetka musiała w końcu zacząć zarabiać na siebie i swojego synka. Ponad to wysłała swoją mamę z powrotem do Warszawy, a podczas gdy ona była w pracy, Oskarkiem zajmowała się zaprzyjaźniona sąsiadka. Praca, dom, dziecko sprawiło, że Blanka nie miała ani chwili dla siebie. Była wykończona zarówno psychicznie jak i fizycznie i kiedy tylko wieczorami Mały zasypiał, ona nie miała siły na jakiekolwiek inne zajęcie tylko od razu kładła się do łóżka. Ale chociaż jedna rzecz w tym jej nowym stylu życia jej odpowiadała, brunetka nie miała czasu żeby myśleć o Michale. Próbowała całkowicie zapomnieć o tym co wydarzyło się pomiędzy nimi, chociaż fakt mieszkania drzwi w drzwi wcale jej tego nie ułatwiały. Nie mniej jednak dziewczyna uparcie starała się wyrzucić ze swojego serca postać wysokiego bruneta o czekoladowym spojrzeniu, chociaż mówiąc szczerze jak na razie marnie jej to szło. W pracy mając chwile spokoju Blanka znów dawała się ponieść wspomnieniom związanym z osobą Bąkiewicza. Tęskniła za jego silnymi ramionami, subtelnymi pocałunkami czy czułymi słówkami, ale nic nie mogła na to poradzić. On chyba też próbował ułożyć sobie życie na nowo, i najwyraźniej nie było w nim miejsca dla niej. A fakt ten sprawił, że dziewczyna coraz częściej zastanawiała się czy po powrocie Mai z Włoch nie wrócić do Warszawy. W Bełchatowie trzymała ją już tylko troska o kuzynkę, jednak teraz wiedząc, że Majka jest bezpieczna u boku Bartka, mogła spokojnie spakować swoje rzeczy i wrócić do stolicy.
Klucze do mieszkania spadły na podłogę. Brunetka przeklęła cicho pod nosem poczym schyliła się po przedmiot. W tym samym momencie zniecierpliwiony Oskar dał o sobie znać i zaczął głośno płakać.
-
Cichutko skarbie. – Blanka szeptała próbując go uspokoić, bezskutecznie
Z każdą mijającą sekundą dziewczyna czuła się coraz bardziej bezsilna. Powoli traciła resztę sił i z trudem próbowała zatrzymać kropelki łez, które nagromadziły się pod jej powiekami. Przestawała sobie sama ze wszystkim radzić.
Zaszklone tęczówki skutecznie utrudniały jej wcelowanie kluczem w zamek, a Oskarek jak na złość nawet nie myślał się uspokoić. W pewnym momencie dziewczyna usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Mimowolnie odwróciła się w kierunku mieszkania naprzeciw. Widząc w progu Michała jej serce zabiło dwa razy szybciej.
-
 Tak mi się zdawało, że znam ten płacz – na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech
-
Przepraszam – Blanka momentalnie odwróciła wzrok – Pewnie jest śpiący, zaraz się uspokoi.
-
Nic nie szkodzi. – brunet podszedł bliżej niej – Daj wezmę go na ręce.
Dziewczyna przez chwilę się zawahała jednak po paru sekundach przystała na propozycje Bąkiewicza.
-
Cześć Szkrabie – Michał delikatnie musnął swoimi wargami policzek chłopca – Jak ty wyrosłeś, chłopie. Tylko patrzeć jak będziesz mamie do domu panny sprowadzał.
Na twarzy Blanki mimowolnie pojawił się uśmiech, a widząc jak jej synek uspokaja się w ramionach siatkarza poczuła ulgę. W końcu udało jej się otworzyć mieszkanie.
-
 Wejdziesz na chwilę?
-
Czemu nie.
Dziewczyna odważyła się spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki, z trudem powstrzymywała się przed zatopieniem się w malinowych wargach chłopaka.
-
Rozgość się w salonie, a ja zaraz przyrządzę coś do picia. Kawa, herbata?
-
Blanka, nic nie trzeba. W sumie to chyba powinniśmy porozmawiać. – brunet usiadł wygodnie w fotelu
Zadrżała. Nie miała najmniejszego pojęcia o co takiego mogłoby chodzić Bąkiewiczowi, jednak wyczuwa, ze ta rozmowa może należeć to tych dłuższych i nie koniecznie przyjemnych.
-
Chyba masz rację. To może w takim razie wezmę i położę małego spać żebyśmy nam nie przeszkadzał. Poczekasz?
-
Jasne.
Dziewczyna schyliła się nad siatkarzem, a w momencie kiedy brała od niego synka ich dłonie się spotkały. Zmieszana gwałtownie ją odsunęła poczym szybkim krokiem udała się wraz z Oskarem do pokoju obok. Będąc już w sypialni próbowała uspokoić rozkołatane serce, które, aż wyrywało się w stronę Bąkiewicza.
-
Idziemu spać, Skarbie? – uśmiechając się delikatnie do synka położyła go na łóżku a następnie sama położyła się obok niego…
 
Tymczasem zniecierpliwiony Michał siedząc w salonie co chwila zerkał na zegarek. Blanka nie pojawiała się już od dobrej pół godziny, a z pokoju obok co chwile dochodziło wesołe gaworzenie Małego. Bąkiewicz bacznie obserwując całe zajście przed drzwiami do mieszkania Majki przez judasza nie marzył o niczym innym jak o porwaniu brunetki w swoje ramiona. Dopiero widząc jej zagubienie i bezsilność pojął jak bardzo go potrzebuje i jakim uczuciem on darzy ją. Kochał ją. Mimo tego całego bałaganu w ich życiu Blanka nadal była dla niego najważniejszą kobietą. I właśnie o tym chciał z nią porozmawiać. Tylko, że jak na złość brunetka nie wychodziła z sypialni. W końcu Michał miał dość czekania i postanowił zajrzeć do pokoju obok. Uchylając lekko drzwi zauważył siedzącego na łóżku Oskarka, który gaworząc coś do siebie bawił się swoją zabawką. Blanka leżała obok niego i spała. Bąkiewicz uśmiechnął się delikatnie pod nosem poczym podszedł bliżej nich. Delikatnie przykrył dziewczynę kocem, a jej synka wziął na ręce.
-
Chyba nie chcesz spać, co?
Brunet przyjął, że wesoły śmiech Oskara jest odpowiedzią twierdzącą.
-
Chodź, pobawisz się ze mną, a mama niech sobie pośpi… 

Rozdział 26 – „Pogubione dni, pogubiona ja nie odnajdę się w czarno - białym filmie”


Pogrzeb Jacka odbył się w ostatnim tygodniu marca. Blanka sama nie wiedziała kiedy nadszedł koniec kwietnia, a co z tym idzie koniec zimy i zaczęła się wiosna. Wszystko budziło się do życia. Dziewczyna starała sobie dać jakoś radę. Jacek nie zostawił niczego z wyjątkiem masy długów, które ona musiała spłacić jak najszybciej. Z pomocą przyszli oczywiście nie zawodni rodzice, którzy oddali jej wszystkie pieniądze, które odłożyli na nowy samochód, który zamierzali kupić. Blanka zarzekała się, że odda im wszystko co do grosza tylko, musi najpierw znaleźć jakąś stałą pracę. Aby jej to wszystko ułatwić mama dziewczyny postanowiła na trochę zostać w Bełchatowie i pomóc jej poukładać życie. Kobieta patrzyła z niepokojem na swoje jedyne dziecko. Od samego początku była przeciwna jej małżeństwu, ale kiedy widziała szczęście na twarzy córki nie chciała jej się sprzeciwiać i w ten sposób chciała wierzyć w to, że jednak źle oceniła swoje zmarłego zięcia. Z każdą jednak wizytą przekonywała się, że miała co do niego rację. Jacek nigdy nie szanował rodziców Blanki i za wszelką cenę starał się ograniczyć ich kontakty z wnukiem na co ślepo zapatrzona w niego żona zgadzała się. Teraz kiedy została sama kompletnie nie wiedziała co począć. Dodatkowo zaczęły męczyć ją wyrzuty sumienia, że źle potraktowała Michała. Nie wiedziała czemu tak zareagowała. Była zrozpaczona. Mimo, że doznała tyle przykrości od Jacka to w jakimś stopniu jeszcze go kochała, chociaż w sumie to nie była pewna czy kiedykolwiek go kochała. Nie wiedziała czy przypadkiem to nie było zauroczenia, fascynacja starszym o kilka lat mężczyzną, który zwrócił na nią – głupią gęś uwagę. Jednego tylko była pewna, że kochała Michała i nie powinna tak na niego naskoczyć. Nie miała do tego najmniejszego prawa. On okazał jej tyle dobroci i czułości. Opiekował się Oskarkiem jak swoim własnym synem. Uczył go i bawił się z nim. Był w niego zapatrzony, a ona sama widziała kilka razy w jego oczach miłość, którą okazywał dziecku. Oskar, także cieszył się kiedy widział Michała nad swoim prowizorycznym łóżeczkiem, które było w mieszkaniu siatkarza. Od kiedy Bąkiewicz przestał się pojawiać w jego krótkim życiu chłopczyk stał się bardzo marudny i markotny. Nie spał w nocy i co chwila płakał. Blanka nie wiedziała kompletnie co ma robić. Jej też brakowało silnych ramion bruneta i tych jego czekoladowych tęczówek za którymi tak przepadała. To w tych oczach odnalazła niebo i wszystko to co najpiękniejsze w jej życiu. On pokazał jej miłość zupełnie inną niż tą którą dał jej Jacek. On nie miał nic przeciwko żeby pracowała. Twierdził, że kobieta też ma prawo pracować i nikt nie może jej w tym przeszkodzić.
- Kochanie, wszystko w porządku? – mama Blanki weszła do jej sypialni i zastała córkę wpatrującą się bez większego sensu w jeden punkt.
- Co? W porządku? Oskar płacze? – Blanka kompletnie nie wiedziała jakie pytanie zadała jej rodzicielka.
- Nie. Zasnął przed chwilą. Pytałam się czy z tobą wszystko w porządku – powiedziała kobieta.
- Nie. Nic nie jest w porządku – powiedziała brunetka, a głos zaczął jej się łamać.
- Co się dzieje. Dziecko, moje – kobieta podeszła i przytuliła do siebie dziewczynę.
- Mamo, ja za chwilę wrócę. Muszę załatwić jedną rzecz – powiedziała i wyszła z mieszkania.
Nie wiedziała nawet kiedy znalazła się przed mieszkaniem Bąkiewicza. Czuła, że musi go przeprosić i walczyć o niego. Kochała go i to nie ulegało wątpliwości. Potrzebowała jego silnych i męskich ramion, żeby móc dalej funkcjonować. Nie mogła uwierzyć, że uzależniła się od zapachu jego perfum i cudnego uśmiechu, którym czarował zawsze kiedy chciał ją do czegoś przekonać. Zapukała do drzwi i czekała, aż jej otworzy. Nie musiała długo stać. Po kilku sekundach otworzyły się dębowe drzwi.
- Cześć – powiedziała nieśmiało dziewczyna i nie spojrzała na mężczyznę.
Wstydziła się swojego zachowania. Nie mogła spojrzeć w te ukochane tęczówki.
- Cześć – powiedział to tak chłodno, że po plecach dziewczyny przeszedł dreszcz.
- Mogę wejść? – spytała, a mężczyzna bez słowa wpuścił ją do środka.
- Michał, przepraszam. Ja wiem, że zrobiłam źle. Ja nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie powinnam cię oskarżać o śmierć Jacka. Jesteś ostatnią osoba, która byłaby do tego zdolna.
- I myślisz, że twoje przepraszam wystarczy? Myślisz, że zapomnę o tym co mi powiedziałaś? – spytał siatkarz, a z jego tonu głosu dało się wyczytać, że jest głęboko rozczarowany zachowaniem kobiety.
- Nie. Wiem, że nie zapomnisz tego nigdy. Ale liczę, że pozwolisz mi to wszystko naprawić.
- Blanka ty słyszysz sama siebie? Powiedz mi czy ty siebie słyszysz. Naprawić? Zawiodłaś mnie. Ryzykowałem dla ciebie wiele, walczyłem, starałem się, dbałem. Pokochałem Oskarka jak własnego syna, a ty tak po prostu oskarżyłaś mnie o morderstwo. Za małe się starałem? I to, że powiedziałem coś w gniewie spowodowało, że popatrzyłaś na mnie innymi oczyma. Nie, Blanka. Nie umiem zapomnieć.
Ona nie wiedziała już kompletnie co robić. Podeszła do siatkarza i pocałowała go zachłannie. Znowu poczuła się szczęśliwa. Poczuła się kochana. Michał początkowo odwzajemnił pocałunek. Jednak po kilku sekundach zaczęło do niego docierać to co robi. Nie chciał kończyć tej chwili, ale musiał. Zbyt głęboko leżało w nim to co się stało. Przyszła teraz ze skruchą. A przez miesiąc nie odbierała jego telefonów i unikała go. Nie dała mu szans na nadzieję. Nie zamierzał znowu przez nią cierpieć. Nie teraz kiedy rany są zbyt świeże.
- Nie umiem ci zaufać po tym co mi powiedziałaś. Nie potrafię. Wyjdź – powiedział choć wymagało to od niego wiele wysiłku, żeby nadać tonowi głosu odpowiednią barwę zdecydowania.
Z PERSPEKTYWY MAJKI
Dziewczyna właśnie stała w progu pokoju gdzie miało mieszkać jej maleństwo, które nosiła pod sercem. Na ścianach widniała żółta tapeta w kolorowe misie. Na środku stało łóżeczko, a przy ścianie komoda z ubrankami i miejsce do przewijania. Pod oknem był koszyczek z zabawkami. Kochała swoje dziecko z całych sił i chciała być dla niego najlepszą matką jaką mogłaby tylko być. Jednak cały czas brakowało jej Bartka. Nie mogła ukryć sama przed sobą, że tęskniła za jego silnymi ramionami, w których tkwił cały jej świat. Dodatkowo tylko kiedy z nim rozmawiała czuła się bezpiecznie. Całą swoją miłość oddała wysokiemu szatynowi i nie umiała sobie z tym poradzić. Widziała w jego spojrzeniu, że on chce z nią być, ale ona się bała. I to nie o siebie, że ją zrani tylko, że znowu ona sprawi mu ból. Nie mogła patrzeć jak on cierpi. Zbyt mocno go kochała. Marzyła, żeby móc wspólnie z Bartkiem wychowywać ich wspólne dziecko, bo przecież powstało z miłości, ale nie była pewna czy im to będzie dane. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk dzwonka. Zdziwiona ruszyła w stronę drzwi. Spojrzała na zegarek. Nie spodziewała się gości, a przynajmniej nie o godzinie dwudziestej pierwszej. Otworzyła drzwi i ujrzała za nimi Bartka.
- Co ty tu robisz? – spytała zdziwiona, jednoczesnej wpuszczając go do środka.
- Musimy porozmawiać – powiedział poważnie.
- O czym?
Nie miała pojęcia co go mogło przygnać o tak późnej porze z Maceraty. Usiadła w salonie i czekała. Mężczyzna patrzył na nią swoimi błękitnymi tęczówkami, a ona zaczynała się czuć jak mała dziewczyna, która zbiła wazon i nie chce się przyznać w obawie przed karą.  Kurek nie mógł uwierzyć, że mógł by ją stracić. Dlatego od razu kiedy dowiedział się o nie jakim Darku, który pojawił się w jej życiu postanowił chociaż na jeden dzień przylecieć do Polski i wyjaśnić z nią wszystko. Nie mógł przecież poddać się tak bez walki. Zbyt mocno ją kochał. Był przekonany, że to jest kobieta na całe życie. Nie mógł wyobrazić sobie jej w ramionach innego mężczyzny. Tylko on mógł ją tulić. Jej drobne ciało było stworzone dla niego.
- Maja, czy ty kogoś masz? – spytał po chwili milczenia.
- Co?!
- Proste pytanie. Pytam się czy ty kogoś masz.
- O co ci chodzi? Skąd to pytanie? – Maja kompletnie nie wiedziała co ma o tym myśleć.
- Michał, powiedział mi, że z kimś się spotykasz – wyjaśnił Bartek.
- Michał, tak? A Michał powiedział ci jak mnie potraktował na początku? Nie powiedział ci pewnie, że nie dał mi twojego nowego numeru telefonu, żebym mogła ci powiedzieć o dziecku? Nie powiedział ci też, że potraktował mnie jak pierwszą lepszą, że cię zdradzałam? I że dziecko nie jest twoje?! Tego ci nie powiedział, ale to, że ktoś mi pomaga od razu ci doniósł! – w dziewczynie wszystko się gotowało.
Nie mogła zrozumieć czemu tak się dzieje. Przecież wydawało jej się, że z Michałem wszystko sobie wyjaśnili. Kibicowała jemu i Blance i wspierała go w walce o jej serce. Zapomniała już o tym jak ją potraktował. Nie była zła, bo wiedziała, że bronił tylko swojego przyjaciela, przed kolejnym cierpieniem. Zaczęła się denerwować mimo, że w jej stanie było to niewskazane. Z jej brązowych tęczówek padały iskry, a ona sama była jak chodząca chmura burzowa.
- Maja, Kocham Cię – powiedział Bartek, a ona spojrzała na niego jak na kosmitę.
- Coś ty powiedział? – spytała.
Nie wierzyła własnym uszom. Co prawda widziała w jego oczach to uczucie, którym kiedyś ją darzył, ale nie chciała karmić się nadzieją, że może jeszcze kiedyś coś z tego będzie. Nie chciała cierpieć. On podszedł do niej i nachylił się, a następnie złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Dziewczyna początkowo chciała go odepchnąć, ale nie pozwolił jej. Przytrzymał jej ręce i z jeszcze większą zachłannością całował. Maja sama nie wiedziała kiedy, ale zaczęła odwzajemniać czułość szatyna. W końcu go kochała. On był jej mężczyzną. Bartek puścił jej dłonie. Oderwali się od siebie tylko na chwilę, aby móc zaczerpnąć powietrza, a potem znowu ona zatonęła w jego malinowych wargach tym razem siedząc na jego kolanach. Poczuła się szczęśliwa, a z nadmiaru szczęścia zaczęło kręcić się jej w głowie. Ręka siatkarza powędrowała na brzuszek ukochanej. Zaczynał się już siódmy miesiąc ciąży, więc było on już dość duży.
- Kocham Was jak wariat i nie chcę stracić – powiedział patrząc jej w oczy.
- A ja i Maleństwo Kochamy Ciebie jak nikogo na świecie – stwierdziła dziewczyna i położyła głowę na ramieniu siatkarza, a po jej policzku spłynęła jedna pojedyncza łza – Bartuś, przepraszam za wszystko.
Siedzieli tak wtuleni w siebie kilka minut. Dziewczyna zamknęła oczy i wdychała zapach ulubionych perfum. W pewnym momencie dziecko, które nosiła pod sercem zaczęło kopać.
- Czujesz? – spytała z uśmiechem.
- Oj, mam nadzieję, że jeśli to chłopiec to nie zostanie on piłkarzem – powiedział ze śmiechem.
- Polecimy z tobą do Włoch – stwierdziła Majka, po chwili namysłu.
- Do… Co? Do Włoch? – spytał zaskoczony mężczyzna.
- Nie chcę się budzić sama. Nie lubię tego – powiedziała i spojrzała w jego oczy.
Pocałował ją w czoło i przytulił mocniej do siebie. Teraz czuł się szczęśliwy i nie ważne było co kto sobie o nich pomyśli. Teraz do końca sezonu miał mieć ukochaną obok siebie w Maceracie co dawało mu możliwość opiekowania się swoją rodziną cały czas. W zasadzie od początku chciał mieć ukochaną obok siebie. I tak termin porodu miała wyznaczony dopiero na koniec czerwca, więc do tego czasu zdążyli by wrócić do Polski. Brunetka nie wiedziała kiedy zasnęła w ramionach mężczyzny. Bartek położył ja na łóżku i przykrył kołdrą, a sam ułożył się obok przytulając ją do siebie. Szczęśliwi i w miarę pewni swojej przyszłości zasnęli. 

Rozdział 25 – „Cały mój świat, znika za szkłem, gdy nie ma Ciebie. Niewiele wart każdy mój dzień, gdy nie ma Ciebie.”


Michał stojąc na uboczu przez całą ceremonie pogrzebową przyglądał się Blance. Wolał nie ukazywać jej swojej obecności, nie po tym jak parę dni temu oskarżała go o morderstwo Jacka. Chłopakowi nie mieściło się w głowie jak w ogóle brunetka mogła o tym pomyśleć. Nigdy nie posunąłby się do tak drastycznych środków, żeby usunąć z ich życia męża dziewczyny. Co prawda groził mu, ale działał pod wpływem impulsu, a jeśli chodziło o obietnice daną Blanki to chodziło mu po prosty o to, żeby jak najszybciej wyprowadzić się z tego osiedla i znaleźć mieszkanie albo na drugim końcu miasta, albo w ogóle poza granicami Bełchatowa. Nawet zaczął się już rozglądać za wymarzonym domem, gdzie całą trójką mogliby zamieszkać i stworzyć prawdziwą, kochającą się rodzinę. A tymczasem ona wyzwała go od morderców i pokazała jak mało go zna. Przecież Brunet nie byłby zdolny kogoś zabić, nawet takiego sukinsyna jakim był Jacek. Uważał, że długoletnie więziennie byłoby dla niego odpowiednią karą. Co prawda Bąkiewicz pałał do blondyna wielką nienawiścią, nie mniej jednak nigdy nie życzyłby mu śmierci. Tylko, że Blanka nie chciała go słuchać. Zupełnie odcięła się od niego. Nie odbierała telefonów, nie opisywała na SMS-y, nawet nie chciała go wpuścić do mieszkania. A on kochał ją i tym bardziej nie rozumiał jej zachowania i nie mógł pojąć dlaczego jedno nieporozumienie mogło zniszczyć całe te piękne uczucie, które zrodziło się pomiędzy nimi. Spoglądając na zmęczone oblicze Blanki, Michał resztami sił powstrzymywał się przed porwaniem jej w swoje ramiona. Dopiero nagłe poruszenie osób przybyłych na cmentarz wyrwało Bąkiewicza ze szponów jego rozmyślań. Blanka stojąc przy swoich teściach przyjmowała razem z nimi kondolencje związane z nagłą śmiercią Jacka. Brunet już zacząć się wycofywać kiedy usłyszał za sobą znajomy głos.
-
Michał, poczekaj. – Maja przedzierając się przez grupkę żałobników dotarła bliżej chłopaka – Zauważyłam cię już w kościele, ale wolałam dopiero teraz do ciebie podejść.
-
Tak? Coś się stało?
-
Nie, po prostu chciałam z tobą porozmawiać. Jak się trzymasz?
-
Jakoś. - Bąkiewicz lekko wzruszył ramionami - A jak Blanka? Jak ona się czuję?
-
Kiepsko. Ona ma wyrzuty sumienia, rozumiesz to – na twarzy brunetki pojawił się kpiący uśmiech – Po tym wszystkim co jej zrobił, jak ją traktował ona go żałuje.
-
Był w końcu jej mężem.
-
Co z niego za mąż co. – oboje szeptali starając się, aby nikt nie mógł podsłuchać o czym rozmawiali – Widzisz tą dziewczynę w stojącą przy grobie.
Michał lekko kiwnął głową. Poznał ją od razu. To właśnie ją widział w restauracji w jednoznacznej sytuacji z Jackiem.
-
To Łucja – kontynuowała Majka – Jego kochanka. Za dwa, trzy miesiące urodzi jego dziecko. Wczoraj pojawiła się u Blanki w domu i zażądała od niej, że jeśli Jacek coś przepisał na Oskarka to jej dziecku należy się połowa.
-
Co?
-
To co słyszysz. Tylko, ze nasz kochany, wspaniały Jacuś nie zostawił, ani Oskarowi, ani Blance nic oprócz długów.
-
Sukinsyn.
-
Może i nie powinniśmy źle mówić o zmarłym, ale nie mogę pojąć jak Blanka była w stanie się z takim człowiekiem związać. – Maja delikatnie pokręciła głową – Zadłużył się u jakiś gangsterów, a chyba doskonale wiemy co to mogło oznaczać dla niej i dla Oskara. Przecież zamiast niego oni mogli skrzywdzić ją albo małego.
Bąkiewicz mocniej zacisnął pięści. Majka miała całkowitą rację przecież będąc w małżeństwie z Jackiem Blance i jej synkowi non stop groziło niebezpieczeństwo i to nie tylko od strony męża, ale również od dużo groźniejszych ludzi.
-
Dlatego kazałam, żeby po pogrzebie Blanka zerwała jakikolwiek kontakt z jego rodziną w innym przypadku oni po prostu ją zniszczą. I tak już teraz ona jest kłębkiem nerwów.
-
A policja ustaliła coś nowego?
-
To te bandziory się z nim rozprawiły. Są świadkowie, zresztą oni przyznali się do winy. Wszczęto w ich sprawie postępowanie karne. I nie uwierzysz kto będzie ich bronił?
-
Piotrek?
Maja z niesmakiem kiwnęła głową poczym przeniosła swój wzork na ludzi, którzy coraz licznie opuszczali już cmentarz.
-
Mało osób zostało. Powinieneś wracać już do siebie, lepiej, żeby Blanka cię nie widziała. Daj jej trochę czasu.
-
A może jednak odwiozę was do domu? – Michał słuchając Mai nawet na chwilę nie spuścił wzroku z drobnej brunetki o smutnym, czekoladowym spojrzeniu schowanym za ciemnymi dużymi okularami
-
Nie, jesteśmy tu z Darkiem. On nas odwiezie.
-
Jaki Darek? – Bąkiewicz nie krył zdziwienia
-
Mój dobry znajomy ze studiów. Całkiem niedawno na siebie wpadliśmy przez przypadek no i tak jakoś zostało, że teraz spotykamy się praktycznie codziennie. Pomaga mi trochę w domu, robi zakupy. Czyli robi wszystko to co mi idzie coraz ciężej. – na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech - I nie martw się o Blankę. Jej rodzice zostaną do końca tygodnia, a później ja postaram się do niej przeprowadzić na jakiś czas, albo wziąć ją do siebie. Zobaczymy.
-
Maja, ale obiecaj mi, że jeśli tylko coś będzie się działo dasz mi znać, dobrze? Nie ważne czy to u Blanki czy u Ciebie. Pamiętaj, że możecie na mnie liczyć.
Brunetka uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku. Michał odwzajemniając gest musiał przyznać, ze ostatnie zdarzenia bardzo zbliżyły ich do siebie. Na początku oboje owszem lubili się, ale z czasem pomiędzy nimi zaczął wyrastać wielki mur, który uniemożliwiał im przyjacielskie stosunki, teraz ten mur stopniowo, dzień po dni, rozsypywał się w pył… 
TYMCZASEM WE WŁOSZECH
‘ Wszystko u nas w porządku, nie musisz się martwić. Zarówno ja jak i Maleństwo czujemy się naprawdę dobrze, a następną wizytę mam dopiero za dwa tygodnie. Oczywiście napiszę Ci gdyby coś się zmieniło, ale nie przewiduję żadnych problemów. Powodzenia na meczach. Trzymaj się. Maja ‘
Kurek siedząc przed monitorem po raz setny z rzędu czytał tą samą wiadomość, a na jego twarzy mimowolnie gościł szeroki, szczery uśmiech. Pomimo jego usilnych starań nie udało mu się przyśpieszyć swojego powrotu do Polski i dopiero po ostatnim meczu ligowym mógł spakować swoje rzeczy i wyjechać z Włoch. Dlatego też na razie nie pozostawało mu nic innego jak tylko odliczać dni do kolejnego spotkania z Mają. Kiedy dowiedział się, że będzie ojcem na początku zupełnie nie wiedział co ma zrobić. Przecież rozeszli się z brunetką i nic nie zapowiadało tego, że w najbliższym czasie znów do siebie wrócą. Nie mniej jednak widząc ją ponownie w Bełchatowie jego serce znowu zabiło dwa razy szybciej. Jej widok tylko utwierdzi Bartka w przekonaniu, że nadal Majka jest jedyną kobietą w jego sercu. Nadal kochał jej przepiękny uśmiech i magiczne, hipnotyzujące spojrzenie. Ponadto Szatyn musiał przyznać, że ciąża naprawdę jej sprzyjała. Dziewczyna wydawała się być jeszcze piękniejsza i aż promieniowała z niej miłość do kruszynki, którą nosiła pod swoim sercem. Kurek mógł przysiąc, że on również zajmuję ważne miejsce w życiu  Mai. Był pewien, że dziewczyna nadal go kocha tylko potrzebuję czasu, aby znowu mu zaufać. A Bartek postanowił, że da jej go tyle i będzie konieczne. Był na to gotowy, w końcu ta miłość była tego warta.
Z jego rozmyślań wyrwał go dźwięk telefony. Z uśmiechem spojrzał na wyświetlacz. Widząc na wyświetlaczu ‘ Bąku dzwoni ‘ uśmiechnął się sam do siebie. Wyjeżdżając poprosił przyjaciela aby ten opiekował się Mają i nie pozwolił, aby jej lub dziecku stałą się jakakolwiek krzywda. Dopiero mając pewność, że dwójce ukochanych osób nic nie grozi mógł spokojnie wykonywać swoją pracę. Co prawda czuł się dziwnie ze świadomością, że za parę miesięcy będzie odpowiedzialny za los maleńkiego człowieka, ale z drugiej strony już nie mógł się doczekać kiedy weźmie tą kruszynkę w swoje ramiona. Pokochał je od chwili kiedy dowiedział się, że Maja spodziewa się jego dziecka. W końcu ta mała istotka jest owocem ich wielkiej miłości.
-
Cześć Trzmielu.
-
Cześć, Bartek. – ton głosu przyjaciela sprawił, że po plecach Bartka przebiegł nieprzyjemny, zimny dreszcz
-
Coś się stało, Michał?
-
Nie, wszystko w porządku.
-
Bąku, nigdy nie umiałeś kłamać wiesz. Co jest?
-
Byłem na pogrzebie Jacka. Krew mnie zalewała kiedy słuchałem o tym co ten sukinsyn zrobił. Aż szkoda na niego słów.
Kurek westchnął lekko. Już wcześniej słyszał co takiego przydarzyło się mężowi Blanki. W sumie nigdy go nie widział, ale same opowieści o nim wystarczały, aby Szatyn był przekonany, że Jacek sam był sobie winny. I chociaż sam miał ochotę poprzestawać mu parę kości, to jednego był pewien. Bąkiewicz nigdy nie posunąłby się do tego stopnia, aby go zabić. Michał nie należał do tej grupy ludzi, którzy szli po trupach do celu. Dlatego tym bardziej nie mógł zrozumieć dlaczego Blanka w ogóle mogła go o to oskarżyć.
-
No, ale kiedyś ci to wszystko opowiem. Na razie muszę ochłonąć. W sumie to zadzwoniłem do ciebie w zupełnie innej sprawie.
-
Coś się stało? Coś z Majką albo dzieckiem? – Szatyn przestraszył się nie na żarty
-
Nie, nie. Spokojnie. Oboje czują się bardzo dobrze, no ale ta sprawa dotyczy właśnie jej. Kontaktowałeś się może z nią ostatnio?
-
Piszemy dosyć często e-maile, a co?
-
Pisała ci w nich może o jakimś Darku?
-
Darek? – Kurek próbował sobie przypomnieć imiona wszystkich kolegów Mai – Nie kojarzę nikogo o takim imieniu. A o co chodzi?
-
W sumie to nie jest chyba nic poważnego, ale myślę, że powinieneś o tym wiedzieć. Jakiś kolega ze studiów kręci się podejrzanie blisko Mai.
- To znaczy?
-
No co to znaczy, weź pomyśl Kurek co. – Michał westchnął głośno – Robi jej zakupy, zabiera na spacery więc chyba wiadomo o co mu chodzi, prawda?
-
Myślisz, że oni…
-
Jeszcze nie, ale myślę, że jeżeli szybko czegoś nie wykombinujesz to będziesz musiał dogadywać się z Majką i jej przyszłym partnerem żeby zobaczyć się z własnym dzieckiem.
-
Ale Majka mi nic nie pisała.
-
Nie jesteście razem, nie musi się ci z niczego spowiadać. Masz chyba dużo rzeczy do przemyśleń. Zadzwonię za jakiś czas. Trzymaj się.
Jeszcze parę minut po tym jak Bąkiewicz się rozłączył Bartek siedział sztywno w fotelu i przetwarzał wszystkie rzeczy, które przed chwilą usłyszał od przyjaciela. A jeśli Kurek się mylił i Maja wcale go nie kochała. Jeśli ona zapomniała już o tym wszystkim co ich łączyło i stara się teraz ułożyć sobie życie na nowo, bez niego.
Kurek uspokój się! 
Jego ciśnienie niebezpiecznie podskoczyło do góry, a serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Czuł się jak jakiś palant. Palant który na własne życzenie pozbawił się szczęścia u boku ukochanej kobiety…