Blanka siedząc przy kuchennym stole z uśmiechem przypatrywała się
Oskarowi, który siedząc naprzeciwko niej malował na kartce jakiś rysunek. Jej
czteroletni synek był już małym mężczyzną i coraz częściej kobieta widziała w
nim podobieństwa do Jacka. Niemniej jednak brunetka wiedziała, że mając za wzór
Michała, Malec wyrośnie na tak samo wspaniałego mężczyznę jakim bez wątpienia był
Bąkiewicz. Siatkarz wychowywał Oskara tak jakby mały był jego biologicznym
dzieckiem i zawsze obdarowywał go wielką miłością, a to pomimo upływu tylu lat
nawet na chwilę nie uległo zmianie, podobnie jak jego uczucie do żony. Blanka
nadal była pewna, że Michał to właśnie ten mężczyzna na którego czekała całe
swoje życie. Z dnia na dzień miała wrażenie, że kocha go jeszcze bardziej.
- Mamo, kiedy
tata przyjdzie? – z jej rozmyślań wyrwał ją głos chłopczyka
- Niedługo kochanie.
- Narysowałem coś dla niego. Ładnie? – Oskar pokazał brunetce swoje dzieło
- Ślicznie.
W tym samym momencie oboje usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, a za chwilę wesoły głos dochodzący z przedpokoju.
- Jestem już!
- Tata! – Oskarek z rysunkiem w dłoniach pobiegł przywitać się z brunetem
Blanka poczuła jak jej ciało mimowolnie zaczyna delikatnie drżeć, a jej serce o mało co nie wyskoczy z piersi. Nie wiedziała jak ma powiedzieć o tym wszystkim Michałowi. Wprawdzie nie musiała się obawiać, że Bąkiewicz zareaguje jakoś negatywnie, nie mniej jednak przecież nie planowali na razie dziecka, a tymczasem okazało się, że brunetka była w siódmym tygodniu ciąży.
- Cześć skarbie. – Bąkiewicz z Oskarem na rękach wszedł do kuchni – Widziałaś jaki piękny obrazem narysował dla mnie nasz synek. Jak nie zostanie siatkarzem to jak nic będzie artystą.
- Michał, możemy porozmawiać?
Słysząc drżący głos żony Michał momentalnie spoważniał. Prosząc małego, aby grzecznie namalował coś jeszcze podszedł bliżej brunetki.
- Coś się stało?
- Nie, to znaczy tak. – dziewczyna zaśmiała się nerwowo, a w jej brązowe tęczówki zaszkliły się – Jestem w ciąży, Michał. Będziemy mieć dziecko.
Bąkiewicz stojąc naprzeciwko, aż otworzył usta ze zdziwienia jakby jeszcze raz przetwarzał w myślach to co przed chwilą usłyszał. Na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech uświadamiając sobie to, że za dziewięć miesięcy na świecie pojawi się maleńka kruszynka, która jest owocem ich wspaniałej miłości.
- Skarbie to cudownie! – porywając w swoje ramiona Blankę Michał śmiał się wesoło – To wręcz coś genialnego. Matko nawet nie wiesz jak się cieszę.
Delikatnie podnosząc dziewczynę, brunet zaczął kręcić się wokół własnej osi.
- Wariacie, co ty robisz? – Blanka z uśmiechem mocniej wtuliła się w męża – Postaw mnie z powrotem na ziemi.
Bez zbędnych słów Bąkiewicz spełnił jej prośbę.
- Kocham cię, wiesz? – siatkarz z zachłannością wpił się swoimi wargami w jej malinowe usta – Kocham was wszystkich, całą trójkę.
- Wariat.
- Ale cholernie szczęśliwy wariat. Który miesiąc?
- Siódmy tydzień.
Z twarzy Michała nawet n a chwilę nie schodził uśmiech.
- Chłopczyk czy dziewczynka?
- Kochanie jeszcze za wcześnie, żeby coś takiego wiedzieć.
- Matko będziemy mieć dziecko. – siatkarz musnął swoimi wargami usta brunetki poczym podchodząc do Oskara wziął go na ręce – Słyszałeś skarbie będziemy mieć dziecko. Będziesz miał siostrzyczkę, albo braciszka. Albo i siostrzyczkę i braciszka.
Mały blondynek zaśmiał się radośnie obejmując swoimi drobnymi rączkami szyję bruneta, a sam zainteresowany zdawał się całkowicie oszaleć. Z Oskarem na rękach kręcił się po całej kuchni co chwila podrzucając do ostrożnie go góry i łapiąc, aby broń Boże go nie opuścić. Blanka śmiejąc się przez łzy przyglądała się całej tej sytuacji. Całe zdenerwowanie, które jeszcze przed chwilą jej towarzyszyło uciekło jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I chociaż za niespełna siedem miesięcy świat całej ich trójki stanie na głowie to brunetka jednego była pewna, mając u swego boku tak wspaniałego mężczyznę jakim był Bąkiewicz okres ten będzie jednym z najwspanialszych w życiu całej rodziny. Czując jak drobne rączki Oskara obejmują jej szyje brunetka uśmiechnęła się szeroko w stronę swojego synka, a już po chwili oboje zostali zamknięci w silnym uścisku Michała.
- Niedługo kochanie.
- Narysowałem coś dla niego. Ładnie? – Oskar pokazał brunetce swoje dzieło
- Ślicznie.
W tym samym momencie oboje usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, a za chwilę wesoły głos dochodzący z przedpokoju.
- Jestem już!
- Tata! – Oskarek z rysunkiem w dłoniach pobiegł przywitać się z brunetem
Blanka poczuła jak jej ciało mimowolnie zaczyna delikatnie drżeć, a jej serce o mało co nie wyskoczy z piersi. Nie wiedziała jak ma powiedzieć o tym wszystkim Michałowi. Wprawdzie nie musiała się obawiać, że Bąkiewicz zareaguje jakoś negatywnie, nie mniej jednak przecież nie planowali na razie dziecka, a tymczasem okazało się, że brunetka była w siódmym tygodniu ciąży.
- Cześć skarbie. – Bąkiewicz z Oskarem na rękach wszedł do kuchni – Widziałaś jaki piękny obrazem narysował dla mnie nasz synek. Jak nie zostanie siatkarzem to jak nic będzie artystą.
- Michał, możemy porozmawiać?
Słysząc drżący głos żony Michał momentalnie spoważniał. Prosząc małego, aby grzecznie namalował coś jeszcze podszedł bliżej brunetki.
- Coś się stało?
- Nie, to znaczy tak. – dziewczyna zaśmiała się nerwowo, a w jej brązowe tęczówki zaszkliły się – Jestem w ciąży, Michał. Będziemy mieć dziecko.
Bąkiewicz stojąc naprzeciwko, aż otworzył usta ze zdziwienia jakby jeszcze raz przetwarzał w myślach to co przed chwilą usłyszał. Na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech uświadamiając sobie to, że za dziewięć miesięcy na świecie pojawi się maleńka kruszynka, która jest owocem ich wspaniałej miłości.
- Skarbie to cudownie! – porywając w swoje ramiona Blankę Michał śmiał się wesoło – To wręcz coś genialnego. Matko nawet nie wiesz jak się cieszę.
Delikatnie podnosząc dziewczynę, brunet zaczął kręcić się wokół własnej osi.
- Wariacie, co ty robisz? – Blanka z uśmiechem mocniej wtuliła się w męża – Postaw mnie z powrotem na ziemi.
Bez zbędnych słów Bąkiewicz spełnił jej prośbę.
- Kocham cię, wiesz? – siatkarz z zachłannością wpił się swoimi wargami w jej malinowe usta – Kocham was wszystkich, całą trójkę.
- Wariat.
- Ale cholernie szczęśliwy wariat. Który miesiąc?
- Siódmy tydzień.
Z twarzy Michała nawet n a chwilę nie schodził uśmiech.
- Chłopczyk czy dziewczynka?
- Kochanie jeszcze za wcześnie, żeby coś takiego wiedzieć.
- Matko będziemy mieć dziecko. – siatkarz musnął swoimi wargami usta brunetki poczym podchodząc do Oskara wziął go na ręce – Słyszałeś skarbie będziemy mieć dziecko. Będziesz miał siostrzyczkę, albo braciszka. Albo i siostrzyczkę i braciszka.
Mały blondynek zaśmiał się radośnie obejmując swoimi drobnymi rączkami szyję bruneta, a sam zainteresowany zdawał się całkowicie oszaleć. Z Oskarem na rękach kręcił się po całej kuchni co chwila podrzucając do ostrożnie go góry i łapiąc, aby broń Boże go nie opuścić. Blanka śmiejąc się przez łzy przyglądała się całej tej sytuacji. Całe zdenerwowanie, które jeszcze przed chwilą jej towarzyszyło uciekło jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I chociaż za niespełna siedem miesięcy świat całej ich trójki stanie na głowie to brunetka jednego była pewna, mając u swego boku tak wspaniałego mężczyznę jakim był Bąkiewicz okres ten będzie jednym z najwspanialszych w życiu całej rodziny. Czując jak drobne rączki Oskara obejmują jej szyje brunetka uśmiechnęła się szeroko w stronę swojego synka, a już po chwili oboje zostali zamknięci w silnym uścisku Michała.
- Kocham was. – Blanka mogłaby przysiąść, że jego czekoladowe
tęczówki zaszkliły się – I nikomu nie pozwolę was skrzywdzić, obiecuję…
W INNYM DOMU
Maja z niepokojem zerkała na tarczę zegara. Dochodziła godzina
piętnasta. Za kilka minut miało zacząć się przyjęcie urodzinowe Czarka, a
Bartka nie było. Telefonów również nie odbierał. Niosąc tacę z owocami wyszła
na dwór. Czerwiec był bardzo ciepły dlatego postanowili, że będą świętować
urodziny ich synka w ogrodzie. Chłopiec biegał radośnie i co chwila wybuchał
śmiechem gdy któryś z dziadków łapał go ‘niby’ z ukrycia. Maja, uśmiechnęła się
lekko i gdy odstawiła owoce na stół podeszła do lipy, która stała kilka kroków
dalej, a pod którą stał wózek, w którym leżała jej malutka córeczka. Poprawiła
Julce kocyk, którym była przykryta i sprawdziła czy promienie słoneczne nie
padają na nią. Cztery miesiące temu urodziła swoje drugie dziecko. Dziewczynka
była bardzo podobna do swojej mamy tylko, że oczy podobnie jak Czarek miała
taty. Brunetka z uśmiechem patrzyła na swoje dziecko. Była szczęśliwa i nie
ulegało to najmniejszej wątpliwości. Brązowe tęczówki ponownie zerknęły na
bramę.
- Mamo, mamo! – dziewczyna usłyszała glos swojego synka.
Odwróciła się w jego stronę i kucnęła żeby móc patrzeć w jego oczy
tak podobne do oczu ojca.
- Słucham? – spytała i poprawiła spodnie Czarka.
- Kiedy tata będzie?
- Nie długo Kochanie. Zaraz będzie – odpowiedziała i pocałowała
synka w czółko.
Ledwo skończyła swoją wypowiedź usłyszała jak przed bramą parkuje
samochód. Doskonale znała dźwięk tego silnika. Poczuła jak z jej serca spada
kamień. Zaczynała się poważnie martwić, co mogło zatrzymać Bartka, który miał
pojechać tylko po sok do pobliskiego sklepu.
- Tata! – chłopiec od razu pobiegł w stronę Kurka.
- Co jest Szkrabie? – spytał Bartosz, gdy wziął swoją pociechę na
ręce.
- Gdzie byłeś tak długo?
- W sklepie. Musiałem Ci kupić prezent – powiedział mężczyzna i
trzymając Czarka jedną rękę schował za plecy.
Kurek, postawił syna na ziemi i po
olbrzymim buziaku jaki otrzymał od Czarka wręczył mu torbę w której był miś,
który wielkością był nie wiele większy od samego bohatera dnia dzisiejszego. Dziadkowie
pomagali chłopcy uporać się z prezentem, a Bartek podszedł do swojej żony.
- Coś się stało? Wyglądasz na
zmartwioną – powiedział i objął ją w pasie.
- Długo cię nie było – stwierdziła i
spojrzała w ukochane błękitne tęczówki.
- Przepraszam. Ale trochę mi zeszło w
tym sklepie – powiedział i wyciągnął z kieszeni niewielkie czerwone pudełeczko.
– To dla ciebie.
- Dla mnie? Przecież ja nie mam urodzin
– stwierdziła zdziwiona dziewczyna.
- A musisz mieć urodziny? Otwórz.
Maja, postąpiła tak jak kazał jej mąż.
Delikatnym ruchem uniosła wieko, a w środku ujrzała naszyjnik w kształcie
serca, który wysadzany był szlachetnymi kamieniami w kolorze niebieskim.
Dziewczynie oczy się zaszkliły i przytuliła się do Bartka. Kochała go bardzo
mocno i nie wyobrażała sobie życia bez niego.
- Kocham Cię. Kocham Cię jak wariat.
Ciebie i dzieciaki. Nie musicie mieć urodzin żebym mógł wam dać jakiś drobiazg
– powiedział Bartek i pocałował Maję.
Dziewczyna zatonęła w pocałunku.
Domyślała się, że wszyscy na nich patrzą, ale jej to nie przeszkadzało. Od
kilku lat była szczęśliwa i tylko to się liczyło. Tylko to było ważne. Tylko
jej rodzina. Dla nich była gotowa poświęcić wiele. I każdego dnia dziękowała
Bogu za to, że dał jej jeszcze jedną szanse, którą wykorzystała w każdym calu.
Kochała i była kochaną.